Początek
Od około roku żyję z afektywną chorobą dwubiegunową czyli CHAD. Nie moją. Męża. Niestety czad to nie jest.
Postanowiłam spisywać mniej więcej aktualny stan emocjonalny i psychiczny naszej rodziny, żeby mieć do czego wrócić za jakiś czas. A jest nas piątka. Trójka cudownych dzieci i my.
Jak nieco się ogarnę z tym blogiem, to może zacznę pisać też coś wstecz. Zobaczymy, na ile pamięć i czas na to pozwolą.
Dziś pierwszy dzień w pracy po Świętach. Ja w pracy. Mąż z dziećmi w domu jeszcze jeden dzień. Dziś wydaje się w miarę OK. Jest humor na normalnym poziomie i rozmowy, a nie kłótnie. No i mam obiecane, że dziś nie będzie alkoholu. Wierzę, że się to nie zmieni. Że będzie fajny wieczór, obejrzymy wczorajszą Grę o Tron, a później będzie seks. Dawno nie było. Ponad tydzień chyba. Nie, że jakaś jestem seksoholiczka. Ale uważam, że seks pozwala utrzymywać jakąś bliskość w małżeństwie. No i jest przyjemny. Lubię przytulanie na golaska. Wtedy jest jak dawniej.
Mąż jak zwykle w kanciapie. W warsztacie swoim. Przesiaduje tam większość swojego wolnego czasu odkąd bierze leki. Uspokaja go robienie mebli, odciąga myśli od tych czarnych i złych. Pomaga.
W międzyczasie pisze pewnie do swojej odzyskanej koleżanki z dzieciństwa. To też mu pomaga. Chociaż grozi romansem w naszym przypadku. Rodziny z CHAD wiedzą, o co chodzi.
A co mnie pomaga? Zmywanie, sprzątanie i bieganie. Też chodzi o odciągnięcie myśli, chociaż na chwilę.
Boję się myśleć o przyszłości. Nie wiem, co nas czeka. Dziś jest dobrze. Ale za 5 minut może już być źle. Mąż ma szybkie zmiany nastroju. Bywa, że w ciągu dnia z góry zlatuje na dół. Rano wszystko ok, a wieczorem piwo, bo nie da się wytrzymać ze sobą.
Leki bierze. Trochę antydepresantów, trochę stabilizatorów. Wg tego, co widzę na ten moment są źle dobrane albo w złej dawce. Nie wiem, czy bez nich byłoby gorzej. Ale od tych leków tracę męża, jego zdolność racjonalnego myślenia, jego uwagę i uczucia. CHAD jest w centrum. Niewiele więcej się liczy. Dzieci na pewno tak i to bardzo. Ale ja jestem w tyle. Wiem, że to efekt choroby, ale nie rozumiem tego. Rok wcześniej było normalnie. Wiadomo, czasem lepiej, czasem gorzej. Ale nadawaliśmy na tej samej fali przez wiele, wiele lat. A teraz tylko kłótnie, o każdą pierdołę. Na każdy temat mamy inne zdanie. Do wielu rzeczy muszę przekonywać go jak dziecko. W ciągu tego roku nasze życie powykręcało się o 360 stopni chyba z 10 razy już. Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Czy ta choroba postępuje? Czy to skutek leków? Czy to skutek naszej świadomości tej choroby?
Dzień się jeszcze nie skończył. Ale na chwilę obecną oceniam go na plus.
Cieszę się.
Bilans dzisiejszego dnia to 0 piw.
Dodaj komentarz